Oto prawda o debiucie Lewandowskiego

Gdybyśmy cofnęli się o ładnych kilkanaście lat, za taki debiut polski napastnik byłby chwalony. Tyle że skoro mowa o Robercie Lewandowskim, przykładamy do niego inną miarę. Taką, jaką i on sam do siebie przykłada. W sobotnim meczu z Rayo Vallecano (0:0) uwidocznił się problem, który sygnalizowaliśmy jakiś czas temu. To było też spotkanie, z którego mimo wszystko FC Barcelona może się cieszyć.

Jednym z mitów polskiej piłki jest to, że Grzegorzowi Rasiakowi poszłoby lepiej w Tottenhamie Hotspur, gdyby miał więcej szczęścia w debiucie. Sprowadzony latem 2005 r. napastnik po raz pierwszy przywdział barwy Kogutów przeciwko Liverpoolowi. To było typowe rzucenie na głęboką wodę.

Nowy napastnik Tottenhamu mógł się wykazać przez 82 minuty. I choć bramki nie zdobył, zszedł z boiska z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Oprócz nieuznanego gola był jeszcze raz bliski szczęścia, trafił bowiem w poprzeczkę. Nic zatem dziwnego, że po meczu oświadczył, że jest… bardzo zadowolony.

Bardzo zadowolony mógłby być też Robert Lewandowski. Piękny, acz nieuznany gol. Trzy żółte kartki zarobione przez rywali po faulach na nim. Mocny strzał, po którym piłka minimalnie minęła bramkę.

Dlatego też nie ma sensu chwalić go na siłę za takie rzeczy, bo to mu po prostu uwłacza. Najlepszy piłkarz świata dwóch ostatnich lat według plebiscytu FIFA nie przyszedł przecież do FC Barcelona po to, żeby walczyć albo prawie strzelać gole. W wyobraźni kibiców Dumy Katalonii jest kimś, kto ma być następcą samego Leo Messiego. A Argentyńczyk nie został przecież zapamiętany na Camp Nou jako ten, który w debiucie zdobył nieuznanego gola, a do tego oddał zawsze groźny strzał w poprzeczkę.

Rasiak na tym “bardzozadowoleniu” w Tottenhamie poprzestał. Potem wystąpił jeszcze w ośmiu meczach Kogutów (bramki żadnej nie zdobył) i tyle go w Londynie widziano.

Trudno przypuszczać, że Lewandowski pójdzie w jego ślady. Raczej będzie to droga Luisa Suareza, który bardzo długo czekał na pierwszego ligowego gola w barwach Barcelony (dopiero ósmy występ), a potem triumfował z Barceloną we wszystkich możliwych rozgrywkach.

Gdybyśmy cofnęli się o ładnych kilkanaście lat, za taki debiut polski napastnik byłby chwalony. Tyle że skoro mowa o Robercie Lewandowskim, przykładamy do niego inną miarę. Taką, jaką i on sam do siebie przykłada. W sobotnim meczu z Rayo Vallecano (0:0) uwidocznił się problem, który sygnalizowaliśmy jakiś czas temu. To było też spotkanie, z którego…

Gdybyśmy cofnęli się o ładnych kilkanaście lat, za taki debiut polski napastnik byłby chwalony. Tyle że skoro mowa o Robercie Lewandowskim, przykładamy do niego inną miarę. Taką, jaką i on sam do siebie przykłada. W sobotnim meczu z Rayo Vallecano (0:0) uwidocznił się problem, który sygnalizowaliśmy jakiś czas temu. To było też spotkanie, z którego…